SYLWETKA PANA „HRABIEGO”.
W ciemnych konturach wyrasta wysoka postać
AWZ, dziedzica na trzystumorgowem gospodarstwie w
Jastrzębiu pod
Bydgoszczą. Niczem książę udzielny w średniowieczu, poprostu pan życia i śmierci swych podwładnych, WZ uchodził ogólnie za postrach wsi i okolicy. Na zdewastowanem gospodarstwie „starszego pana dziedzica”, robotnicy rolni w najgorszych warunkach odrabiali pańszczyznę. Nieludzko traktowani, częstokroć pod groźbą rewolweru, musieli znieść niejedną krzywdę wyrządzoną im przez Z. Z każdym wojował
Z., nikogo nie pozostawił w spokoju. Z natury krewki, arogancki. Zawadjaka. Najmniej cenił życie innych ludzi, szczególnie nie-arystokratów i to w końcu złamało mu kark.
I w
Bydgoszczy AWZ był postacią bardzo popularną w wyższych sferach towarzyskich. W najwykwintniejszej bydgoskiej restauracji i kabaretach kelnerzy mile witali „pana hrabiego”. Tak, „pan hrabia” bowiem miał gest. Za jeszcze nie tak dawnych dobrych czasów potrafił on zajechać do Bydgoszczy powózką, zaprzężoną w cztery konie; był także i lokaj. Czego się nie robi dla wyrobienia sobie wysokiego kredytu i zdobycia zaufania? Dużo blagi, dużo tupetu, a dziesiątki tysięcy złotych wpływały do kieszeni dziedzica. Wierzyciele dziś płaczą, że przepisano majątek „pana hrabiego”, pardon, pseudo-hrabiego. Lecz już za późno… Za zabójstwo. Podwójnie już
WZ obciążył swe sumienie, zabijając dotychczas z błahej przyczyny dwóch ludzi. W
pierwszym wypadku zabójstwa został on szczęśliwym dla niego zbiegiem okoliczności uwolniony. Teraz w drugim wypadku nie udało się
Z. ujść karzącej ręki sprawiedliwości. We wczorajszy czwartek odpowiadał 28-letni
Z., pochodzący z
Kalisza, przed trybunałem Sądu Okręgowego w Bydgoszczy za umyślne zabójstwo. Równocześnie zasiadły na ławie oskarżonych sióstr
Z. M. i
H. oraz administrator majątku p.
WNT, wszyscy trzej oskarżeni o podjudzanie do zabójstwa. Trybunałowi przewodniczył
wiceprezes Sądu Okręgowego p. Szechowicz, a jako wotanci zasiedli pp. sędziowie okręgowi
Gajewski i
Zabierowski. Oskarżał prokurator p.
Bleydorn. Sala rozpraw zapełniona publicznością. Chwilami podczas przerwy padają niemile słowa pod adresem głównego oskarżonego ze strony publiczności. Z rozmów w kuluarach sądu i wszędzie słychać, iż nikt nie darzy sympatją
Z.. Jak wynika z
AKTU OSKARŻENIA w dniu 11 czerwca br. polecił
Z. swojemu parobkowi
Władysławowi Zajadłemu zaprząc konia do bryczki i zajechać pod „pałac”. Parobek wykonał polecenie. Wobec tego jednak, iż uzda od konia była nieco popsuta, zreperowal ją naprędce sznurkiem, który wyciągnął z dywanika wyścielającego dno bryczki. W czasie gdy sporządzał uzdę wyszła z domu siostra oskarżonego
HZ, która poleciła
Zajadłemu poszukać innego mocniejszego sznurka, a gdy parobek z wykonaniem polecenia się ociągał, odezwała się do niego: „Ty ośle, durniu, rób jak ci każę!”. Na skutek doznanej zniewagi
Zajadły odpowiedział: „Jak ja osioł, to ty jesteś drugi osioł!”, poczem zażądał wydania mu dokumentów osobistych, gdyż wobec takiego traktowania z miejsca chciał porzucić pracę. Słysząc część rozmowy między parobkiem a siostrą, wybiegł z mieszkania
Z. i uderzywszy
Zajadłego, podniesionym głosem odezwał się do niego słowami: ty durniu, jak cię strzelę
W MORDĘ, TO SIĘ KRWIĄ ZALEJESZ. JAK TY ŚMIESZ MÓWIĆ „TY” DO JAŚNIE PANIENKI? Gdy parobek powtórzył swą prośbę o wydanie mu papierów zawołał
Z.: „Trzymaj pysk bo cię zastrzelę!”, równocześnie wyciągając rewolwer. Parobek przeląkł się i odpowiedział: „No, no, panie dziedzicu, nie tak bardzo ostro”. Widząc niebezpieczną sytuację parobek wziął drąg do ręki i zaczął nim wymachiwać we własnej obronie. W międzyczasie zjawili się przed domem administrator p.
T. oraz druga siostra
M..
T. chwycił parobka za rękę i odebrał mu kij,
Z. natomiast schwycił go za kark i odepchnął go. Następnie biegając w kierunku bramy, usłyszał parobek, jak siostry krzyczały: „Strzelaj do tego bandyty!”. Wówczas we własnej obronie parobek podniósł kamień i rzucił go w kierunku
Z.. W tym momencie
Z. krzycząc do parobka: „Stój bo strzelę!”, wymierzył do
Zajadły i oddał
strzał, który ugodził go w plecy. Wskutek postrzału
Zajadły po kilku tygodniach
zmarł w strasznych męczarniach na zakażenie krwi w
szpitalu. Co mówi oskarżony.
Z. na zapytanie przewodniczącego nie przyznaje się do winy. Jak twierdzi działał tylko w obronie koniecznej.
Przewodniczący: Czy miał pan zezwolenie na broń?
Oskarżony: Nie!
Przewodniczący: Pan wie, że jest pan
sangwinikiem. Inteligentny człowiek bez zezwolenia nie powinien nosić broni palnej. Tu było was cztery osoby, a on był jeden. Gdzie pan celował oddając strzał?
Oskarżony: Strzelałem impulsywnie do… ręki.
Przewodniczący: I troszkę się pan pomylalił. Czy pan uważał za konieczne strzelać do niego. Przecież było dwóch mężczyzn na jednego parobka. Ludzie rzucają kamieniami szczególnie na wsi, ale jeszcze nie strzelają.
Oskarżony: Tak, uważałem to za konieczne.
Reszta oskarżonych tak samo nie przyznaje się do winy.
CHARAKTERYSTYKĘ OSKARŻONEGO uzupełniają liczni świadkowie. Zeznają oni pod przysięgą, że
Z. nieludzko obchodził się z ludźmi. Robotnicy
Z. przychodzili do sąsiadów prosząc ich o jedzenie, gdyż jak się wyrazili „gdy chcemy pieniędzy od
Z., to chce nas bić i zastrzelić”. Wyrażenia „cholera, chamie, s… synie” były u
Z. na porządku dziennym. Gospodarz Jan Slango? z
Żołędowa zeznaje, że gdy udał się w towarzystwie kilku osób do majątku
Z., celem odebrania w drodze licytacji nabytej powózki,
Z. przyłożył mu fuzję do piersi i zagroził zastrzeleniem. Później zamierzał się kolbą na innego osobnika. Tak samo zagroził rolnikowi Tymowskiemu z Jastrzębia słowami: „Stój bydlaku, bo cię zastrzelę!”.
Z. nie mało też psuł krwi sąsiadom wnosząc skargi do sądu z fałszywego doniesieniami i tak jednego z gospodarzy zaskarżył o kradzież drzewa, drugiego znowu o zastrzelenie psa (!). A pozatem był to awanturnik jakich mało. Odczytane zostały także zeznania ofiary zajścia ś. p.
Zajadły, który wobec
MAJESTATU ŚMIERCI przed krzyżem zeznawał zupełnie przytomny. Zeznania te zrobione wobec sędziego śledczego w
szpitalu, na sali rozpraw wywołały wstrząsające wrażenie. Reszta świadków nie wniosła nic nowego do sprawy i w głównej mierze przedstawiła wyżej wyłuszczony stan faktyczny sprawy. Jedynie matka oskarżonego 65-letnia
MZ zeznała, iż syn nie mógł się ruszyć bez broni, gdyż dokonano na niego już ośm napadów. (Wynika z tego, jak bardzo nielubianym był oskarżony.) Wnioskowi prokuratora o powołanie w charakterze świadka inspektora pracy Bojanowskiego, którego zeznania niewątpliwie więcej jeszcze wniosłyby jaskrawego światła w ocenie moralnej wartości oskarżonego, oraz wnioskowi obrony powołania kilku innych świadków, sąd odmówił. Po zakończeniu postępowania dowodowego p. prokurator
Bleydorn w swem
DOSKONAŁEM PLAIDOYER podkreślił ponad normalną wrażliwość oskarżonego na punkcie honoru. Tytuł szlachecki oskarżonego byłby bowiem bardziej chroniony przez należyte zachowanie się, niż przez oddanie strzałów. Jeżeli
Zajadły nie zaprzągł konia należycie, jedyną konsekwencją tego mogłoby być tylko wydalenie. Zdaniem pana Prokuratora stroną atakująca nie mógł być ś. p.
Zajadła - jak zeznali oskarżeni - świadczy o tem rana postrzałowa w plecy, oraz słowa oskarżonego
Z. „Stój bo strzelam!” do odchodzącego
Zajadły. Jaka iest moralna wartość oskarżonego
Z.? – pyta w końcu p. Prokurator? Jest to jednostka dla ogółu szkodliwa i niebezpieczna. Był bowiem już karany za oszustwo, był pod zarzutem zabójstwa i stwierdzono, że nadużywał pistoletu. Ś. p.
Zajadły był stokroć cenniejszą jednostką. Zmarł on młodo, pozostawiając wielki ból dla rodziny. Prokurator wniósł dla
Z. o sześć lat więzienia, dla
T. półtora roku i dla sióstr Z. po ośm miesięcy z zawieszeniem kary. W
OSTATNIEM SŁOWIE po wywodach obrońcy mec. Heringa, zabrał głos główny oskarżony
Z., który wszystkim świadkom dowodowym zarzuca tendencyjność zeznań i grozi im pociągnięciem do odpowiedzialności za złożenie fałszywych zeznań. Ci świadkowie właśnie są moralnemi sprawcami jego nieszczęścia, gdyż podburzali robotników przeciwko memu – wykrzykuje w końcu. Reszta oskarżonych nie zabiera głosu. W późnych godzinach wieczornych przewodniczący wśród niezwykłej ciszy odczytuje wyrok, na podstawie którego otrzymuje
WZ ośm lat więzienia z zaliczeniem aresztu śledczego,
WT jeden rok więzienia, a
M. i
H. Z. po sześć miesięcy z zawieszeniem kary na przeciąg trzech lat. Koszta rozprawy ponoszą oskarżeni. Przy odczytaniu wyroku
Z. w mgnieniu oka zbladł. Wyrok ten snać był dla niego wielką niespodzianką. W uzasadnieniu wyroku przewodniczący podkreślił, że sąd przyjął, iż stroną atakującą był nie denat lecz oskarżeni. Wszyscy atakowali
Zajadłę. Gdy
T. wydarł mu kij, ś. p.
Zajadły począł uciekać a z obawy, żeby go dalej nie bili i ze złości rzucił kamieniem. Gdy ś. p.
Zajadle wyrwano kij, oskarżeni mogli pójść do domu. Sąd uwierzył zeznaniom denata. Ponadto
wiceprezes Szechowicz zaznaczył, iż nic nie łagodzi winy
Z., a co do reszty oskarżonych sąd przyjął, że zachęcali oni do zbrodni. Rozprawę zakończono. Gdy sala zupełnie opróżniła się z publiczności, policjant w kajdankach odprowadził
Z. do więzienia. Zamknęły się za człowiekiem ciężkie drzwi więzienne, dla którego życie innych ludzi tak małą przedstawiało wartość… AH